1. |
skarpety w romby
02:19
|
|||
Dostałem manto za banknot
Więc płacę kartą w mieście
Słuchamy radia los santos
I jemy parówy w cieście
U babci robię długi
I nagrywam bassline'y
Z paczki wyjmuję szlugi
Zamiast ściągać paczki sampli
Rzucam wersy
Że we łbie się nie mieści idziemy
Na dancing grafik jest napięty
Jak skarpety w romby
Za małe o rozmiar
Leniwe flow jak rejjie snow mam
Bo weszła już bomba
Dookoła mnie ciągle spadają bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
Dookoła mnie ciągle spadają bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
Dookoła mnie ciągle spadają bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
Dookoła mnie ciągle spadają bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
Żeby spocząć na laurach
Muszę wstać z materaca
Zjaranie bata oznacza
Że dobry humor mi wraca
Gotuję rosół na kaca na kostce
Nie zgadza mi się kasa
Więc nie mam na rosołową porcję
Muszę lecieć moim ludziom mówię
Nara bo stata nie zda się sama
Wpadam po batona bo spada mi cukier
Jak tak dalej pójdzie moja
Twarz spotka się z brukiem
Wpadam po browara w kato
O dwudziestej drugiej
I zdążyłem jakimś cudem
Dookoła mnie ciągle spadają bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
Dookoła mnie ciągle spadają bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
Dookoła mnie ciągle spadają bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
Dookoła mnie ciągle spadają bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
Jak ciśnie mnie krawat to zakładam bluze
Jak nie gra gitara to nie martwię się bluesem
Nie ma opcji żeby nie było
Emocji walę sobie tu na zmianę
Łyka wódy łyka costy dziś
Wieczorem znowu pewnie
Zjaram grama zjemy pizze
I do rana skończę mixtape
Albo zjem bigosu z gara
I się poopierdalam
Żeby zachować balans
Siema nara pozdrawiam
Dookoła mnie ciągle lecą bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
Dookoła mnie ciągle spadają bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
Dookoła mnie ciągle spadają bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
Dookoła mnie ciągle spadają bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
Dookoła mnie ciągle spadają bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
Dookoła mnie ciągle lecą bomby
Ja mam wyjebane noszę se skarpety w romby
|
||||
2. |
obserwacja uczestnicząca
03:28
|
|||
No trudno taki nasz kalejdoskop
Pole widzenia wypełnione szarą nudną kostką
Na mur beton masz mur beton
Stare szare koszulki w paskach połamane
Szlufki zimne piwko ciepłe lufki z czym?
Nie pamiętam chodzimy w dziwne miejsca
A rekurencja zwiększa dawki syfu rok do roku
Patrzą z boku w dziwny sposób kiedy
Wybywamy z bloku otwierają japę
Ale nie damy im dojść do głosu
Wszystko zakłócimy basem
Ośka w pełnej krasie każdy tutaj jest jak zidane
Łysy w adidasie i bardzo chce cię okiwać
Więc refleks ci się przyda chyba
Mamy kiełbie we łbie trzeba mocniejszym
Być w barach niż ten drugi w gębie o to kaman
Koniec końcem „oddaj mocniej” nadal
Oznacza „dorośnij” po prostu i wiem
Prawidłową formą jest „koniec końców”
Zgaś tego blanta woop woop psy jadą
Podeszwy zdarte o bruk uciekam idzie tornado
Spłukani jak brud chodnika kwit w mig znika
Nie musisz tego chwytać tak jak ja
Zgaś tego blanta woop woop psy jadą
Podeszwy zdarte o bruk uciekam idzie tornado
Spłukani jak brud chodnika kwit w mig znika
Nie musisz tego chwytać tak jak ja
Brudne skrecze nie ma czasu bo wszystko się wlecze
Na sianie byśmy spali gdyby było średniowiecze
Stylistyka groteskowa no bo ma być przesadna
Przecież to środowisko samo w sobie to abstrakt
To nie prime time to miejsce jest tak bardzo grime type
Tu głośne kurwa nam wybija każdy takt tak
To ja chcę zaszyć się w mojej eremie jak coś
Mogę polecieć na rmf fmie
Treściwy styl wyluzowani jak january
Kiedy rozpyla opary czegokolwiek co se pali
Nic sobie nie robię ze związanych rąk bo
Nie schylam się wiążę sznurówki swoim flow yo
Koloruję skrawek świata pokryty brudem i rdzą
Listy już nie przychodzą a zaglądam wciąż do skrzynki
Bardziej socreal niż vintage i wiesz co
Mój blok jest zajebisty
Zgaś tego blanta woop woop psy jadą
Podeszwy zdarte o bruk uciekam idzie tornado
Spłukani jak brud chodnika kwit w mig znika
Nie musisz tego chwytać tak jak ja
Zgaś tego blanta woop woop psy jadą
Podeszwy zdarte o bruk uciekam idzie tornado
Spłukani jak brud chodnika kwit w mig znika
Nie musisz tego chwytać tak jak ja
Osiedlowe anegdotki zamiast dojrzałych historii
Bo przez cały luzik bluzik zrobiliśmy się bezwolni
Słyszę "zapomnij zostaw" a bardzo chciałbym
Zostać przy dwóch pierwszych zwrotkach
I refrenie zanim zgubię ich znaczenie
Przecież nasz świat ma braki chcę
Kłaść to na tracki jak nas albo rakim ale
Nie potrafię podeszwy i kolana zdarte
Nogi grzęzną w błocie głos w gardle
Lewa ręka czeka aż prawa opadnie
Niby nic jak dawniej a wciąż od rana
Na skrzyżowaniach takich samych
Ulic mijam takich samych ludzi takich
Samych żuli którym w niskich
Nominałach znów dokładam się do chlania
Widzę neony migają na twarzach ziomów
Wychowanych bez rodziców choć
Rodzice ciągle byli w domu
Nie mów nikomu o łzach w oczach
Chodź i sam popatrz
Ja już nie zwracam uwagi na to
Że chłopcy też płaczą
|
||||
3. |
skurcz
03:05
|
|||
Odbicie w pleksiglasie pokazuje tyle ile chcę
A nie tyle ile wiem
Życie poniewczasie uświadamia jedną rzecz
A jaką to chyba wiesz
Że nic już nie gra poobijałem kości i ponaciągałem ścięgna
Stoję po szyję w wodzie bez sensu się kręcę jak listy
W butelce i nie chcę stać wiecznie w kolejce
Po coś co nie nadejdzie czekam na nic i zdycham
Jak stary pies w radysach
To nie dreszcze to jeszcze ten śmiech który tłumię
Na chodnikach tłumy nic mnie zbliży jestem sennym
Paraliżem moich sennych paraliży
Drzwi niedomknięte klamki tkwią w ostrych kątach
Dni nie są piękne męczę się i się błąkam
Plamki przed oczami chcę czas zabić
Nic już nie zobaczę bo utleniły
Się klisze a ja zewsząd słyszę
Weźże przestań cierpienie uszlachetnia
To nieprawda cierpienie kurwa upadla to
Jest tartar jak to tantal ciągle sięgam po jabłka
Liczę klatki których nikt nie posprzątał
Plamki przed oczami chcę czas zabić więc się
Błąkam w czterech kątach nie domykam drzwi
I tak nikt tu nie zagląda
Złamane pióra i papier krople puszczają parapet
Nie mam nic w planie
Rozlany atrament największy mankament to ja
Drzwi niedomknięte klamki tkwią w ostrych kątach
Dni nie są piękne męczę się i się błąkam
Plamki przed oczami chcę czas zabić
Niby jestem wśród swoich a gdy widzę gesty
Słyszę słowa czuję się jakby mnie ktoś pomalował
W pstrych kolorach na strych w zeszytach wyniosę
Te teksty kiedyś je poczytam teraz każdy jest zbyt lekki
Zbyt ciężki zbyteczny nie do mojej teczki racja mamo
Muszę iść się przewietrzyć
Muszę iść się przewietrzyć
|
||||
4. |
no i co?
04:05
|
|||
- Wcześniak! Wcześniak!
- No co?
- Znowu leziesz tą ulicą?
No i co? może zobaczę rzeczy które mnie zachwycą?
Taki żart akurat to nie przygodowa powieść B-B o tej porze
To nie Bielsko - Biała B-B to broń boże temu miastu nic już nie pomoże
Chcemy nawijać jak Rakim nikt z nas nie potrafi
Pewnie zgrabniej bym powiedział jak se idę ulicami
Przeciwko nam kto nie z nami dobiega mnie gadka z ławki
Na której zasiada rada złożona z ojca i matki
Temat mają niełatwy bo tak przygrzewa im w gary
Że mimo chłodu spod czapek tryskają obłoki pary
Mimochodem przechodząc tak słucham tej ich narady
Że słowa padają wieszcze potwierdzę wam bez przesady
Jest jeszcze dzieciak w CHWDP ubrany
Głośnikiem w eter nadaje że należy je*ać pały
Kłopoty chce sprawiać duże choć sam na razie jest mały
Odwrócił moją uwagę nie słuchałem jego starych
No i nie wiem o czym w końcu rozmawiali
Wiem że słowa wielkie wieszcze fakt dużo był
Tego ale chyba nie mówili tam niczego konkretnego
No raczej nie
Nic się nie zmieniło ciągle żyjemy chwilą
Czasem jest niemiło ale my żyjemy chwilą
Żeby gonić bilon ludzie wszystkiego się chwycą
A na każdą tragedię przypadają dwa „no i co?”
Nic się nie zmieniło ciągle żyjemy chwilą
Czasem jest niemiło ale my żyjemy chwilą
Żeby gonić bilon ludzie wszystkiego się chwycą
A na każdą tragedię przypadają dwa „no i co?”
A to peszek zza rogu wyszedł rzezimieszek w za szerokim dresie
I się mnie pyta z czego się tak cieszę
W którego boga wierzę i w które wybrzeże
Mówi żebym nic nie kręcił bo się na to nie nabierze
Wiem że codziennie czyta Herberta i Mrożka
Robi z siebie groźną postać bo łatwiej niż się wydostać
Jest po prostu się wpasować a propos dopasowania
Wrzucam mu taką uwagę
Te twoje dresy stary wyglądają na za małe
Retorycznie zaniemógł ale po chwili mnie pyta
Czy serio szukam problemu i tłumaczy
Katastrofa apostrofy twej polega na tym
Że bardzo bezczelnie ziom przeszedłeś ze mną na ty
Ale stawiam że na pewno nie należysz do kumatych
Więc zmykaj nim zmienię zdanie i połamię ci gnaty
Na raz dwa biorę nogi za pas
Póki kredyt zaufania jest i cierpliwości zapas
Za pasami bar z tapas z niego bije żarcia zapach
Myślę sobie wstąpię bo zgłodniałem przez ten stres
Ale z szyldu chwalą się
Że dają piwko zimne jak serce mojej… Ech. Ku*wa.
Nic się nie zmieniło ciągle żyjemy chwilą
Czasem jest niemiło ale my żyjemy chwilą
Żeby gonić bilon ludzie wszystkiego się chwycą
A na każdą tragedię przypadają dwa „no i co?”
Nic się nie zmieniło ciągle żyjemy chwilą
Czasem jest niemiło ale my żyjemy chwilą
Żeby gonić bilon ludzie wszystkiego się chwycą
A na każdą tragedię przypadają dwa „no i co?”
Właściciel szczerzy kły amstaf merda tak dla równowagi
Właściwie skąd baty Amsterdam czy może prosto z Pragi?
Typ drapie się po bani i mi rzuca nie no byku
My wspieramy tutaj tylko lokalnych rolników
Patrzcie patriota he he he he
Może od niego dowiem się co jest pięć a co nie?
Nie podejmę tematu bo czasu na to nie mam
Znaczy podejmę temat wiecie sami o co biega
Za nic po mieście nie biegam a on ma bardzo podobnie
Trzy zero dostaje w łapę a ja pakę chowam w spodnie
I robi mi się pogodnie chociaż klimat wciąż ponury
To teraz zmierzam na melanż zrobić sobie w mózgu dziury
Nie ma tu perspektyw i nadal gadamy brednie
Nic nie dzieje się tu nagle wszystko jest przewidywalne
Widzę świat w krzywym zwierciadle żeby głos nie stanął w gardle
Nic nie dzieje się tu nagle wszystko jest przewidywalne
Widzę świat w krzywym zwierciadle żeby głos nie stanął w gardle
Już chciałem kończyć jednak coś nagle się stało
Ktoś wpadł na mnie z rozpędu nie przewrócił mnie o mało
Zadyszany diler bez psa za to z orłem na piersi
Rzuca mi piątkę mówiąc byczku zapomniałeś reszty
|
||||
5. |
spóźniłem się
04:35
|
|||
Nie zdążyłem na autobus zrobiło się ciemno już
Czekam na kolejny i się zbliża jakiś łobuz
Chyba chwilę na mnie dybał pod latarnią
Która nic nie oświetlała
Pokazuje na nią brodą mówi znowu dali ciała
Przeprasza, że przestraszył pyta czy może się dosiąść
Mówię spoko ma koszulkę za szeroką
Powłóczy smutno nogą brud na butach razi w oko
Z twarzy jest podobny do nikogo
I mówi sorry, że z mojej strony ostatnio cisza radiowa
Nawet nie powiem co i jak no bo chyba gadać szkoda
Ja na to no nawijaj trywializm to nie przeszkoda mordo
I tak cie nie znam po mnie to spływa jak woda
Szybko uprzedza zanim padną pierwsze słowa
Że zbieżność osób i zdarzeń jest zupełnie przypadkowa
I zaczyna po głębokim wdechu
Tak szybko ta sobota czuję letarg poniedziałku
Zabawny ze mnie bankrut bo ostatnia flota
Poszła na brelok z kubota i mandat za piwko pite w parku
Wracam właśnie z melanżu atmosfera raczej kiepska
Skondensowana konsternacja ludzie których nie znam
Emka jak zwykle nie weszła i zabrakło mi powietrza
Czyli bez zmian turbulencje jak zawsze
Jeszcze włączyłem alarm jak paliłem tam na klatce
W ogóle wiesz walczę o satysfakcję a zadania takie mam
Że włosy z głowy będę rwał albo że chwilę zasnę
Już nie mówię nic ojcu ani matce za to sąsiadowi napisałem wulgaryzm
Na masce flamastrem poznałem tydzień temu taką jedną laskę
I na tydzień zakochałem się na zawsze
Zapomniałem o okładce czytanej ostatnio książki
Pisali w niej coś chyba na temat złotej gorączki
Żyję w trybie baczność spocznij życie uciera mi nosa
Dobra mordo przerwa na papierosa
Latarnie wciąż nie świecą i nie widać elektryka
Tak chyba musi być że cały czas coś nie styka
Latarnie wciąż nie świecą i nie widać elektryka
Tak chyba musi być że cały czas coś nie styka
Dobra skończył wyrzuca niedopałek przeszkadza ci
Chaos w opowieści? jeśli nie no to jedziemy dalej
Pamiętasz jak mama z tatą zwracali uwagę na to
Że nie wyszło z tą czy tamtą choć post factum
Zawsze była tylko koleżanką
Jak już się dowiedzieli to i tak ciebie niewartą
Romantyzm nikomu nie przypada do gustu
Teraz każdy chce mieć w łóżku dupy z reklam kinder bueno
Powyrywać z kolegą pokazać że daje radę nie być ckliwym
Za dekadę będzie żył z mamusią z reklamy activii
I mnie nie dziwi już ten pęd chociaż chciałbym
Przyhamować a najchętniej wrzucić wsteczny
To całkiem niedorzeczne i to chyba już ironia
Widziałem maszynistę, który kładł się na torach
Pożył zgodnie z rozkładem i przyszła na niego pora
Leżał patrząc na zegarek po czym wstał i odszedł w szale
Pociąg miał być o szesnastej a nie przyjechał wcale
Latarnie wciąż nie świecą i nie widać elektryka
Tak chyba musi być że cały czas coś nie styka
Latarnie wciąż nie świecą i nie widać elektryka
Tak chyba musi być że cały czas coś nie styka
Dyssens ze środowiskiem kiedy zachowuję ciszę
Gdy nie piszę to chcę mieć polisę na każdy polisem
Roztrzęsiona szczęka i pękam jak wstęga na otwarcie
Z życiem wchodzę w zwarcie
A od starych wsparcie mam jak w Sparcie
Uparcie chcę odzyskać tarcie
Ale popadam w stagnację coraz głębiej
Osiadam na mieliźnie kiedy poszukuję głębi
Coś na usta się ciśnie ale po co ryja strzępić?
Dobra na mnie czas bo widzę twój autobus
Za tydzień widzimy się znowu
Ej stary serio wyglądam jak łobuz?
Serio wyglądam jak łobuz?
Przecieram okulary kto o czym mówił komu?
Ja po perypetiach busem a on per pedes do domu
Chcę go gonić ale za tydzień widzimy się znowu
Poza tym już podjeżdża mój autobus
Wyjmuję piątkę co dostałem od dilera
Żeby za bilet zapłacić a z siedzenia ktoś się zbiera
Strzela mi szybko w zęby pieniądz łapie jeszcze w locie
Po czym sam leci znika pod osłoną nocy
Przy pomocy tych latarni zaniedbanych nieco
Na które sam sobie się żaliłem że nie świecą
Dostałem łomot za monetę pierwszy pewnie nie ostatni
W naszej emzecie przecież nie można używać karty
Latarnie wciąż nie świecą dzwonię do elektryka
Tak wcale być nie musi że cały czas coś nie styka
Latarnie wciąż nie świecą dzwonię do elektryka
Tak wcale być nie musi że cały czas coś nie styka
|
fauxpas Warsaw, Poland
W lutym 2020, zamiast uczyć się do egzaminów, napisałem pierwszy tekst. Za mikrofonem stanąłem rok później. Od tego czasu łączę muzyczne plany i marzenia ze studiami i pracą za minimalną krajową. Najwięcej słów poświęcam osiedlowym retrospekcjom, własnym emocjom i doświadczeniom życia na linii średnie miasto - duże miasto. ... more
Streaming and Download help
If you like fauxpas, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp